Wspomnienie pierwszego Marszonu.
Ile to lat temu było. Oj dużo. Jednak chyba najfajniejsza impreza w jakiej brałem udział. Owszem wielokrotnie później jeździłem w góry, ale już tak inaczej w mniejszym gronie i po górach chodziłem o normalnych porach czyli w dzień. To właśnie ten pierwszy marszon sprawił że bardzo polubiłem nocne chodzenie, dotychczas myslałem że to głupota.
Informację o Marszonie znalazłem w internecie. W 2002 roku internet w Polsce raczkował, zaczynała się powoli mała rewolucja związana z ilością stron w internecie. Jedną z moich ulubionych w tym okresie była strona Schroniska na Hali Krupowej
Co po tylu latach zostało mi z przejścia tych 78,5 km, zdecydowanie "przejściowe opady" - burze, które nas strasznie doświadczyły tej nocy. Nigdy nie zapomnę gdy wyszedłem z Lasu Bronaczowa i zobaczyłem burzę która szalała nad Beskidami. Coś cudownego, jeden z najpiękniejszych widoków jakie miałem okazję oglądać. Przerażało mnie to że właśnie w tym kierunku idę.
Pamiętam też fantastyczną atmosferę wśród uczestników wycieczki, jak wszyscy się poznawali.. Każdy z nas był zafascynowany tym że uczestniczy w czymś co wydarza się po raz pierwszy.
Pamiętam wiele osób, które rezygnowało gdy ok 5-6 rano weszliśmy do Sułkowic - poranny autobus do Krakowa był dla nich czymś fantastycznym. Nie potępiam ich, wręcz uważam że czasem lepiej jest powiedzieć okey, mam dość, nie chce robić problemów i się wycofać niż głupio udowadniać sobie że mogę więcej.
Pamiętam smak śniadania jakie jadłem na Koskowej Górze po przejściu pasm w Beskidzie Średnim...
Pamiętam spędzone popołudnie w Osielcu, gdy sam nie wiedziałem co zrobić iść dalej czy wracać do domu... I konsekwencję podjęcia decyzji o pójściu dalej w kierunku Schroniska / Policy.
Nigdy też nie zapomnę uczucie jakie ogarnęło mnie gdy doszedłem do schroniska, ciepło zachodzącego słońca..
Poznałem wtedy bardzo wielu wartościowych i ciekawych ludzi.
Zawsze później chciałem brać udział w marszonach.. co niestety nie udawało mi się z różnych powodów.