Co napisać gdy spełnia się swoje marzenia, gdy realizuje się swoje plany?
Niema słów które mogłyby opisać to co czułem gdy dojechałem do Zakopanego i jadąc powoli ulicą Kościeliską przypomniałem wszystkie przeciwności jakie mnie spotkały tego dnia. Przejechać 140 km. Do niedawno wręcz nie wyobrażalny dystans teraz już realny, teraz już pokonany.
Wszystko zaczęło się w internecie gdzie padł temat jakiegoś wypadu. W sumie trudno było mi się zebrać aby pojechać w góry. Wiadome było że wypad na Babią będzie mało realny ale...
I tak o 7 rano wstałem spakowałem się i na rower.
7.30 - Prom na Wiśle - i ogromne zdziwienie, gdyż dojeżdżając do niego widzę manewrującą barkę, ta sytuacja spowodowała że zamiast 5 minut musiałem czekać około 20 minut zanim stateczek odpłynie w górę rzeki. Pierwsza obsuwa tego dnia. Terminarz napięty. W sumie wiem że jadę w stronę Zawoi i tylko tyle...
8.45 - Przełęcz Sanguszki - 482 m n.p.m - pierwsze schody, pierwszy deszcz. Nie przypuszczałem że ta pierwsza przełęcz mnie aż tak bardzo zmęczy i spowoduje że plany zostaną pokrzyżowane.. Deszcz, wiatr nie napawały optymizmem. Po kilku minutach spędzonych na przerwie -- drugie śniadanie, siadam na rower i bez przeszkód pokonuje wzniesienie. Na przełęczy w obelisku, pamiętałem że jest skrzynka Geocachingu, bez użycia GPS odnajduje ją wpisuje się na listę znalazców, kilka zdjęć... i teraz długi odpoczynek. Tak naprawdę do Zembrzyc cały czas w dół, a później do Makowa Podhalańskiego prawie równo, więc bez problemu rozpoczynam odpoczynek zjeżdżając w stronę doliny Skawy.
10.12 - Przejazd Kolejowy Maków / Białka. Niema nic lepszego niż jazda na moim rowerze po drogach krajowych. Ruch może i czasem jest duży, ale rowerzystę który jedzie równą prędkością, ubrany jest w odblaskową kamizelkę i wyraźnie pokonuje większe odległości.. kierowcy jakoś tak oszczędzają, nie spotykam się z chamstwem na drodze i to cieszy. Ale i ja również staram nie utrudniać życia innych. Dla mnie zjechanie na utwardzone pobocze to coś oczywistego, a gdy podjeżdża się pod niewielkie wzniesienie i na plecach ma się Tira, a pobocze jest ubite - to szybko zjeżdżam i daje znak kierowcy że nie będę mu przeszkadzał.. niech wyprzedza. Gdyby choć część kierowców było sobie uprzejmych to by było o wiele bezpieczniej na polskich drogach. Po przejechaniu doliny Skawy, tuż za przejazdem kolejowym robię sobie małą przerwę. Teraz to celem są Krowiarki, nie jest źle - tempo dobre, deszcz nie pada. Wiatr zimny ale znośny. W czasie gdy tak odpoczywam i zastanawiam się ile czasu zajmie mi dojazd do Zawoi, przez przejazd kolejowy przemyka pociąg IC... chwila przecież ten pociąg mijał mnie jadąc do Suchej, jakieś 25 min wcześniej... Aha..., szybciej pokonałem odcinek Zembrzyce >> Białka, niż pociąg IC ;)))
11.18 - Zawoja Widły, odpoczynek i deszcz.
I tak sobie powoli jadąc, pomimo wiatru, fatalnej jakości drogi w Zawoi dojechałem do Z. Wideł, miejsca o tyle dla mnie ważne że w tamtejszym domu wypoczynku "Zawojanka" spędziłem w czasach podstawówki najfajniejsze zimowisko. Dawne czasy, ale... miejsce nie wiele się zmieniło od tamtego czasu. Pierwsza planowa przerwa, zgodnie z informacją z tabliczki "tylko" 9 km do przełęczy Lipnicka (krowiarek). Najprawdopodobniej najwyższe miejsce w czasy wycieczki. Niestety w czasie przerwy okazuje się że załamanie pogody jest coraz większe... Chyba nie dam rady. Coraz zimniej, coraz bardziej mokro... Dzięki komórce sprawdzam prognozę pogody czy będzie długo lało. Okazuje się że po około 40 minutach jest szansa na przejaśnienie. Teraz cała Babia w chmurach, a jeszcze 30 min wcześniej oglądałem Babią w całej okazałości... Cóż pogoda jest zmienna ;) tak samo jak z Kobietami ;) A przecież to Beskidzka Pani ;)
Korzystając z chwili widzę małą budowle na rzeczce, jak zawsze w takich chwilach robię zdjęcia i pakuje się w jakieś zarośla. I co ... na takim małym ziemnym kopczyku leżała sobie niunia - Żmija Zygzakowata. Piękna z mięta przy głowie...
Po powrocie na przystanek rozpadało się na całego :(
Godzina przerwy wypoczynku...
12.10 - Ruszam, zaczynam podjazd pod Krowiarki, przecież to tylko 9km.
Aha.. już po pół godziny... moje tętno osiągnęło 189 na minute. O nie nie nie. niema szans muszę pchać rower... po chwili znów jadę... tętno podchodzi do 185... dość. Okey, czyli wiem ok 185 uderzeń na minute jest moją granicą wytrzymałości.
...