YES, YES, YES...
udało mi się pierwsza setka, w sumie nie planowana, ale jak już jest jest fajnie.
W sumie miała być wycieczka na rowerze tak na 4-5 godzin.. cóż była na 8,5 godziny.. spaliłem ponad 7500 cal... (wg pulsometru). Cel był prosty nigdy jeszcze nie jeździłem na północ od Liszek... W sumie mieszkam w bardzo dobrym miejscu jeśli chodzi o wypady rowerowe do ciekawych miejsc, trzeba skorzystać. Pierwszym celem podróży była dolina Mnikowska. Coś pięknego coś cudownego... ale start z pobliskich Balic spowodował że czar prysną. Huk nie wyobrażalny. Miejsce na spacer jak najbardziej polecane. Kolejne kilometry to nic innego jak przejazd przez lasy.. Hmm... ale nudno.Dojeżdżając do Tenczynka, tam gdzie kończy się Las Zwierzyniecki pojawił się brama. Brama Zwierzyniecka która jest jedynym śladem zwierzyńca jaki znajdował się tutaj w XIXw. Bardzo ciekawa budowla, szczególnie wykończenia postaci figur zwierząt. Dla mnie ta brama to początek.. Wjazd do rowy krzeszowickiego, a następnie wyjazd na wierzchowinę.. dolinkami. Niema jak piękna pogoda. Przejazd przez Krzeszowice był szybki. Nie ukrywam że otoczenie dworca kolejowego bardzo mnie zainteresowało, budynki, układ ich, wygląd.. Bardzo ciekawe miejsce.. Z pewnością będzie trzeba poznać historię tego miejsca, tych budynków. W Krzeszowicach zatrzymałem się tylko tuż koło Głównego Zdroju, zorientowałem się w drodze, co i jak dalej... i jazda dalej.. Kierunek jazdy ustaliłem na Paczółtowice, jadąc w górę doliną Eliaszówki. Po drodze mijam Klasztor w Czernej, i Diabelski Most który jak zawsze robi duże wrażenie. Powolnie mozolnie dojechałem do planowego przystanku. Po kilku minutach odpoczynku ruszyłem dalej w drogę, która prowadziła do urokliwej dolinki Racławki. Dokładnie w połowie tej doliny odnalazłem niebieski szlak rowerowy który miał mnie doprowadzić aż do Łazów, aż do Grodziska. nie ukrywam że przejazd Racławic, koło skały Markowej,do doliny Szklarki, koło sk. Brodło, i dalej w kierunku Łaz.. coś cudownego. Każdy powinien poznać te tereny. Ja miałem okazję na jakiś czas temu w czasie ćwiczeń z hydrologii, gdzie wędrowaliśmy żółtym szlakiem. Nie ukrywam że podróż niebieskim szlakiem była chyba najlepszym wyborem, dzięki niemu dodarłem do doliny Będkowskiej, oczywiście do górnej części... szybko przejechałem w górę doliny aby jak najszybciej dostać się do Grodziska. Niestety zmęczenie, i brak czasu spowodowało że nie pojechałem już zdobyć ten szczyt... kiedy indziej... Dotarłem do drogi krajowej Kraków - Olkusz, pomimo że jechałem cały czas do góry, nawet tego nie czułem... ach jak cudownie jest jechać po gładkim asfalcie.
Podróż w tak komfortowych warunkach zakończyłem przy dawnym kościele szpitalnym św. Jana Chrzciciela na "Gościńcu". W tym miejscu tak naprawdę zakończyłem wspinaczkę, teraz cały czas zjazd w dół w dolinę Sąspowską, a następnie do doliny Prądnika i Ojcowa. Tutaj znajduje się najmniejszy w polsce: Ojcowski Park Narodowy. Dla mnie Ojców jest bardzo ważny, on spowodował że podjąłem takie a nie inne decyzje w swoim życiu. To tutaj zobaczyłem pierwszą stację meteorologiczną. Było to 1995 roku, więc bbb. dawno. Uwielbiam gwar jaki panuje w Ojcowie. Ach ta architektura, pięknie. Cóż trzeba wracać do Krakowa... wycieczka udana ponad miar. jedno co pozostaje wybrać się kiedyś do Ojcowa aby przypomnieć sobie te wszystkie cudowne miejsca..
Powrót odbył się bez większych problemów, przez rynek krakowski, piekary do domu...
uff... 100 kilometr przejechałem w Ściejowicach.. byłem już nieziemsko zmęczony.
***
oto mapa z wycieczki: